21 listopada 2024

PiS niestety nie zainwestował w farmy trolli

Narzędziem współcześnie niezbędnym do skutecznego prowadzenia polityki i do utrzymania władzy jest budowa własnych farm trolli. Co do tego nie ma cienia wątpliwości. Pokazał to przykład Inowrocławia, gdzie rodzinno-towarzyski układ z posłem i prezydentem w składzie nie byłby prawdopodobnie w stanie utrzymać władzy, gdyby nie rozmyślnie przygotowana machina propagandowa, finansowana nielegalnie z budżetu miasta na podstawie lewych faktur. Zjednoczona Prawica zaniedbała niestety tę część swojej aktywności medialnej i nie zdołała wykreować na czas swoich zastępów wysoko wykwalifikowanych, bezwzględnych politycznych influencerów.

W czerwcu 2015 r. ówczesna premier Ewa Kopacz na posiedzeniu klubu PO w Jachrance miała powiedzieć, że jej partia zatrudniła już 50 hejterów i w najbliższym czasie ma zamiar zatrudnić drugie tyle. Wygląda na to, że rekrutacja nie przebiegła zbyt sprawnie, ponieważ Platforma wybory przegrała. Prawo i Sprawiedliwość skorzystało natomiast z darmowego, pospolitego ruszenia swoich wyborców w internecie, dzięki czemu zarówno w mediach społecznościowych jak i na forach dyskusyjnych zyskało miażdżącą przewagę. Zaprzyjaźnione media głównego nurtu nie poradziły sobie wówczas z ludźmi dobrej woli, których po prostu było więcej.

Sprawdźmy zatem czym jest trolling. Według uproszczonej definicji jest to aktywność w mediach, głównie w internecie, polegająca na zamierzonym wpływaniu na innych użytkowników poprzez kierowanie napastliwych, kontrowersyjnych, często nieprawdziwych lub zmanipulowanych przekazów (wypowiedzi, komentarzy, opinii), mających doprowadzić do rozpoczęcia dyskusji na dany temat. Czyli jest to celowe wywoływanie i kreowanie tematów, wyolbrzymianie problemów, przedstawianie spraw w innych proporcjach, niż na to zasługują. Dzięki temu można wpływać na opinię publiczną i kierować nurt dyskusji  w pożądanym kierunku, odciągając jednocześnie uwagę opinii publicznej od kwestii i spraw naprawdę istotnych.

Trolling, co do zasady, kojarzy nam się z działalnością osób anonimowych. Jednak eksperci i zwolennicy totalnej opozycji trollowanie wynieśli na zupełnie inny poziom, przenosząc go do prasy, radia i telewizji, angażując do tych działań arbitrów w rangach byłych prezydentów, premierów, ministrów, marszałków Sejmu, dyplomatów, prezesów trybunałów, generałów w stanie spoczynku, autorytety profesorskimi tytułami, artystów czy trybunów ulicznych. Przy każdej niemal okazji, pod byle pretekstem, totalna opozycja może liczyć na zastępy trolli i hejterów z dyplomami fundacji Fulbrighta, Oxfordu czy Sorbony, oraz poczytnych żurnalistów z międzynarodowymi nazwiskami i koneksjami. Mogą też liczyć na wsparcie tub propagandowych w postaci przychylnych, lewicowo-liberalnych redakcji od Waszyngtonu, przez Londyn po Berlin. To jest trolling wart setki tysięcy dolarów od wpisu.

Przykłady? Bardzo proszę. Czymże innym, jeśli nie trollingiem połączonym z hejtem wobec rządu własnego państwa był ostatni list otwarty byłych ambasadorów Polski? Czym była próba „powitania” w Gdańsku premiera Morawieckiego przez prezydent Dulkiewicz w postaci bezczelnych zaczepek na ulicy i pokrzykiwań w kierunku premiera RP w czerwcu tego roku? Czym jest powszechny zalew szyderstwa, kpin, zaczepek, ataków na rząd PiS i na sojusz ze Stanami Zjednoczonymi w wykonaniu byłych ministrów w rządzie Donalda Tuska oraz byłych ambasadorów po informacji o przełożeniu wizyty prezydenta Donalda Trumpa w Warszawie? Toż to trolling połączony z hejtem i dawką propagandy, który zostanie z pewnością podchwycony i spotęgowany w kolejnych wydaniach wiadomości w zaprzyjaźnionych mediach. Kulminacja nastąpi ok. godz. 19.00. Potem komentarze zaprzyjaźnionych profesorów, polityków, amerykanistów i ekspertów od pogody. Ćwiczymy ten wariant od co najmniej 4 lat.

Hejt i trolling w wydaniu totalnej opozycji to chleb powszedni w prowadzonej przez nich polityce komunikacyjnej ze swoimi wyborcami. Przodują w tej aktywności prezydenckie autorytety od Lecha Wałęsy po Bronisława Komorowskiego- jeden sufluje, że prezes Kaczyński skończy w więzieniu albo w psychiatryku; drugi eksprezydent twierdzi, że czasami nie ma innego wyjścia i trzeba walić politycznych oponentów dechą w łeb. W tyle nie pozostają byli ministrowie Sienkiewicz i Sikorski, z których pierwszy mówi o „prostackich umysłach”, „prymitywnym tłumie” czy o tym, że prezydent Trump jest człowiekiem nieobliczalnym; natomiast drugi pan minister popisuje się serią wpisów na Twitterze m.in. o wspólnym odmawianiu różańca z pedofilem w sutannie. To są jedynie niewielkie próbki, wzmianki, fragmenty przebogatej twórczości obydwu panów. A są ich po stronie totalnej opozycji całe zastępy w różnych stopniach, rangach i szarżach. Czymże były publiczne wypowiedzi przewodniczącego Schetyny o „strząsaniu pisowskiej szarańczy” jeśli nie hejtem i trollingiem w czystej postaci? Czym były wypowiedzi redaktora Jażdżewskiego poprzedzające wystąpienie Donalda Tuska na Uniwersytecie Warszawskim, obrażające katolików, księży i Kościół Katolicki?

Dziś profesor Płatek błysnęła wypowiedzią o „zamachu stanu”. Kilka lat temu twierdziła podczas naukowej dyskusji, że w związkach homoseksualnych rodzi się więcej dzieci niż w związkach heteroseksualnych. I jak tu nie wierzyć profesorowi? Jak tu nie wierzyć byłemu prezydentowi, premierowi, ministrowi, ambasadorowi? Takiego przekazu oczekują i takimi przekazami żyją bezrefleksyjni kibole Platformy, PSL’u i Lewicy.

Hejt, trolling, socjotechnika, propaganda, nieustanne podgrzewanie emocji– w te właśnie rejony i do takiego poziomu liderzy i zwolennicy totalnej i tęczowej opozycji próbują sprowadzić społeczną dyskusję o Polsce i kluczowych dla Polaków problemach. Innego wyjścia po prostu nie mają, i robią to w czym są dobrzy, w czym specjalizowali się też komunistyczni aparatczycy za czasów PRL- w kreowaniu przekazów o nieistniejącej rzeczywistości. Powtarzane w kółko i do znudzenia teksty o „izolowaniu Polski”, „dewastowaniu państwa prawa”, „zaprzepaszczaniu dorobku III RP”, „rujnowaniu wizerunku tego kraju na świecie” wbijane są jak obuchem, jak dechą właśnie w bezkrytyczne głowy podekscytowanych lemingów i leminżyc.

Totalnym kibolom nie przeszkadza, że nigdy nie czytali Konstytucji, że nie czytają nic poza nagłówkami w Wyborczej i paskami w TVN. Znam osobiście jednego osobnika, który za powód do dumy poczytuje sobie swoją ignorancję i mówi o tym wprost. On nie musi kojarzyć faktów, śledzić procesów, rozumieć mechanizmów- on wie jak jest i koniec. To mu wystarcza.

Zwolennicy totalnej opozycji dostają gotowe hasła i przekazy dnia, tygodnia, miesiąca, sezonu i roku.Wyedukowani na krótkich, dosadnych sloganach i bezczelnych manipulacjach wygłaszanych w autorytecie profesorskich tytułów, klepią w kółko z mądrymi minami zgrane banały o „wstawaniu z kolan”, o „drugiej Grecji” jeśli nie o „Wenezueli”, o „łamaniu demokracji, praworządności i konstytucji”. Są przy tym święcie przekonani, że wyniki finansowe Spółek Skarbu Państwa i sukcesy gospodarcze polskiego rządu są zbudowane na sfałszowanych danych, w czym główną rolę ma odgrywać GUS.

Oni naprawdę w to wierzą, uczą się sloganów na pamięć i za cenę „błyśnięcia w towarzystwie” z minami dobrze poinformowanych ekspertów kolportują te brednie wśród jeszcze bardziej niedoinformowanych lemingów i leminżyc. Dzięki temu mogą liczyć na poklask i uznanie. Nikt z nich nie sprawdza danych, faktów, nie próbuje odróżnić skutku od przyczyny. Bezrozumnie powtarzają sprytnie spreparowane frazesy zawierające podtekst, krytykę, atak, szantaż.

PRowcy i polityczni doradcy PiS nie docenili istotnej społecznej potrzeby: nawet najbardziej niedoinformowani, niedouczeni, nierozgarnięci osobnicy mają silną potrzebę uczestnictwa w życiu politycznym państwa czy też życiu lokalnej społeczności. Ażeby robić to efektownie jednak bez jakiegokolwiek wysiłku, bez konieczności pogłębionego rozumienia procesów i zjawisk, uczą się kilku zdań na pamięć, kilku komunałów i sloganów, i operują nimi bezrefleksyjnie.

Liderzy PiS zaniedbali realne potrzeby uczestnictwa w życiu społecznym i politycznym ciemnego ludu platformerskiego, którego przedstawiciele jak powietrza łakną prostych haseł, sloganów i powiedzonek, bez konieczności podejmowania wysiłku rozumienia czegokolwiek. Do nich nie docierają „programy gospodarcze”, chociaż sami chętnie biorą i „pincet plus” i „trzysta” i trzynastą emeryturę, plując jednocześnie na podły PiS. I walą dechą w ułatwiający im życie rząd.

Codzienną strawą duchową ludu platformianego, peeselowskiego i eseldowskiego jest lejąca się szerokim ściekiem struga hejtu, dostarczana im przez nadredaktorów z Czerskiej, przez tuby propagandowe z Wiertniczej, Prostej, Domaniewskiej i innych pomniejszych niemieckich nadawców, przez byłych premierów, byłych ministrów, generałów, dawnych marszałków Sejmu, stowarzyszenia ambasadorów, prezesów Trybunału Konstytucyjnego, profesorów, ekspertów, doradców i uliczne autorytety od lewych faktur i handlu kobietami.

PiS niestety nie potrafi tak dobrze „w trolling” jak robi to od lat wyspecjalizowana w tej dyscyplinie i wyćwiczona do perfekcji totalna opozycja. Totalni politycy, totalne autorytety i totalne media mają czas, pieniądze, copywriterów, doradców medialnych i nic lepszego do roboty, poza codziennym waleniem dechą w PiS. A ciemny lud platformerski i peeselowski przyjmuje te brednie za prawdę i kolportuje dalej. Bezrefleksyjnie.

SAD

Foto: Flickr