Operacje pod „fałszywą flagą” to akcje, najczęściej tajne, mające na celu wprowadzenie w błąd otoczenia co do sprawców danego wydarzenia, zrzucenie winy i przekierowanie uwagi, również mediów i opinii publicznej na konkretną grupę społeczną, naród czy państwo. Poza wywołaniem określonych skutków, w tym chaosu informacyjnego, działania pod obcą banderą mają stworzyć fałszywe wrażenie co do wskazania rzeczywistego sprawstwa przeprowadzanej akcji. Do tego typu operacji używane są najczęściej symbole, komunikaty, hasła, rekwizyty czy metody działania charakterystyczne dla grupy, którą chce się za niekorzystne incydenty i zjawiska obwinić. Jednocześnie inspiratorzy i kreatorzy takich akcji próbują odnieść realne korzyści, w tym polityczne, społeczne i ekonomiczne.
Znaczące zaangażowanie częściowo nieświadomych lub też mających pełne rozeznanie w sytuacji mediów w przedsięwzięcie „fałszywej flagi” jest niezwykle istotne i wręcz nieodzowne.
Kampania nowego kandydata największej partii opozycyjnej od samego początku wykorzystuję elementy powyższej taktyki. Z jednej strony odwołuje się do etosu prawicowego, patriotycznego i prospołecznego, uosabianych w wypowiedziach kandydata PO przez śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego i programy typu 500+. Z drugiej strony Rafał Trzaskowski ogłasza, że będzie „gorącym żelazem wypalał to, co zrobił PiS.” Efekt dysonansu poznawczego i chaosu informacyjnego został osiągnięty. Jednak zdaje się to nie przeszkadzać elektoratowi Platformy Obywatelskiej i zaprzyjaźnionym, wspierającym mediom, których przedstawiciele muszą doskonale rozumieć, że to wszystko jest na niby, i tylko na potrzeby kampanii. Bez realnego znaczenia.
Obecny prezydent Stolicy udowodnił już swoim wyborcom, że potrafi wycofać się ze złożonych w kampanii obietnic i deklaracji w następnych dniach po ogłoszeniu wyników wyborów, jak miało to miejsce w 2018 r. Na dofinansowanie zajęć dla uczniów warszawskich szkół i bezpłatne żłobki pieniędzy zabrakło, wystarczyło natomiast środków na agresywną promocję środowisk LGBT i seksedukacji dzieci.
Pierwsze wystąpienia Rafała Trzaskowskiego zapowiadające jego start w wyborach prezydenckich musiały wzbudzać zaskoczenie i niedowierzanie. Urzędujący prezydent Warszawy, za czasów którego zlikwidowano ulicę im. Lecha Kaczyńskiego obwieścił w połowie maja, że jeśli zostanie prezydentem Polski, to będzie namawiał swojego następcę, żeby „wystąpił z inicjatywą stworzenia w Warszawie ulicy Lecha Kaczyńskiego”. Poza wykreowaniem wrażenia braku kontaktu z własnym zapleczem partyjnym mającym większość w Radzie Miasta, kandydat Platformy Obywatelskiej mógł dać do zrozumienia, że traci kontakt z rzeczywistością i samym sobą. Zamiast deklaracji mógł złożyć gotowy projekt i publicznie nakłaniać Radę Miasta do przegłosowania konkretnej uchwały. Nie zrobił tego.
W kolejnych publicznych wystąpieniach Rafała Trzaskowskiego nie było wcale lepiej. Agresywna retoryka, skierowana przeciwko TVP oraz werbalne i fizyczne ataki polityków PO na dziennikarzy mediów publicznych, zostały wymieszane z peanami na cześć posunięć prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Gruzji w 2008 r. oraz odwołania się do spuścizny byłego prezydenta Polski. Być może te zabiegi mają na celu sprowokowanie do reakcji prezesa Kaczyńskiego i jego najbliższego otoczenia. Jednak póki co muszą budzić panikę w zaprzyjaźnionych redakcjach na Czerskiej i Wiertniczej, które teraz będą w obowiązku uzasadniać, dlaczego program 500+ i pozostałe projekty prospołeczne wdrażane przez PiS nie są wcale takie złe, a prezydent Kaczyński był wybitnym geopolitycznym strategiem.
Co warte odnotowania postulat likwidacji TVP wpisuje się i uzupełniająca poprzednie postulaty Grzegorza Schetyny dotyczące zlikwidowania IPN i CBA. Jeśli dodamy pomysły pełnej prywatyzacji najważniejszych firm państwowych i banków, oraz zatrzymanie kluczowych projektów inwestycyjnych jak przekop Mierzei Wiślanej i CPK, to otrzymamy wizję Polski pozbawionej historii, bezbronnej, bez oparcia ekonomicznego, zacofanej, niewydolnej infrastrukturalnie, uzależnionej od sąsiadów, ze społeczeństwem pozbawionym dostępu do informacji.
Dokończenie projektu Donalda Tuska, który za punkt honoru zdawał się mieć zlikwidowanie wszystkiego co polskie, nie przeszkadza doradcom Rafała Trzaskowskiego w kreowaniu jego wizerunku jako polityka dbającego o dobro i najlepiej pojęty interes Rzeczpospolitej, będącego niemalże sukcesorem idei głoszonych przez śp. Lecha Kaczyńskiego. Nowe hasło wyborcze zmiennika Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, „Silny Prezydent Wspólna Polska” brzmi prawie identyczne co hasło współzałożyciela Prawa i Sprawiedliwości ze zwycięskiej kampanii prezydenckiej w 2005 r.: „Silny Prezydent Uczciwa Polska.”
Co prawda PR-owcom PO zabrakło odwagi, żeby odwołać się do idei „państwa uczciwego”, jednak bezpieczniki w zaprzyjaźnionych mediach i tak mogą nie wytrzymać tego typu ideologicznych przeciążeń.
Kampania kandydata Platformy Obywatelskiej bardziej niż typową wyborczą aktywność przypomina swego rodzaju akcję dywersyjną, mającą na celu sianie dezinformacji, wzbudzanie dysonansu poznawczego wśród wyborców i tworzenie informacyjnego chaosu. Te często karykaturalne zabiegi zdają się nie przeszkadzać ani wspierającym Rafała Trzaskowskiego mediom, ani wyborcom totalnej opozycji.
Oni przełkną największy absurd. Są nawet gotowi wychwalać dokonania Kaczora Dyktatora, byle tylko znów przejąć władzę. A potem jakoś to będzie.
SAD
Foto: Flickr z prawem do wykorzystania.