Czym najlepiej odwrócić uwagę od ogromnych, wieloletnich patologii władzy i finansowych afer? Opublikowaniem przekazu przedstawiającego jeszcze większe patologie, nieważne czy wymyślone czy prawdziwe, najlepiej o podłożu obyczajowym i finansowym, związane z zupełnie inną grupą społeczną lub polityczną. W jaki sposób najskuteczniej przekierować zainteresowanie wyborców od wielomilionowych przekrętów, kumoterstwa, nepotyzmu, łapówkarstwa, wykorzystywania stanowisk służbowych do celów prywatnych, przedmiotowego traktowania kobiet czy seksualnego molestowania urzędniczek? Czyli powszechnych praktyk w lokalnej Polsce samorządowej… Idealnie do tego celu nadają się rozdmuchane do granic groteski, wydumane historie łączące duchownych katolickich z alkoholem, pieniędzmi, hazardem, seksem, a najlepiej jeszcze z molestowaniem dzieci.
Niewiele jest narracji, które mogą przebić medialnie seksualne wykorzystywanie dzieci. Jeszcze mniej jest takich przekazów, które przewyższają wykorzystywanie nieletnich przez księży. Podobnej patologii nie przebije ani przedmiotowe traktowanie kobiet przez urzędników w Legionowie („pani z walorami” czy „pani od seksu”), ani złodziejska reprywatyzacja warszawskich kamienic na kwotę przekraczającą 21 miliardów złotych, ani nawet huczne zabawy w klubie rodeo czołowych polityków Platformy Obywatelskiej. Kto ośmieli się krytykować czy negatywnie oceniać samorządowców, robiących przekręty, ustawiających przetargi, sprzedających za grosze nieruchomości rodzinie i kolegom, molestujących urzędniczki, kupujących co chwila służbowe limuzyny, skoro to właśnie księża i biskupi kradną, piją, grają w karty, seksualnie wykorzystują dzieci, a na spotkania z wiernymi jeżdżą Bentleyami? Stosowny przekaz idzie w świat.
Wystarczy, że tego typu polityczno-artystyczny zabieg zostanie przeprowadzony w formule sfabularyzowanej, zamiast np. dziennikarskiej, a wówczas zbicie zaprezentowanych tam quasi faktów i pseudoargumentów będzie niemal niemożliwe, ponieważ zawsze można będzie się odwołać do artystycznej wizji i twórczej koncepcji autora.
Użyta w przypadku „Kleru” formuła jest mieszanką niezwykle skutecznej, opartej na półprawdach i wyolbrzymieniach propagandy, i była już wielokrotnie stosowana w socjotechnicznej kuchni politycznej. Tym razem jednak została użyta na skalę ogólnopolską z wykorzystaniem kanałów dystrybucji masowego rażenia: popkultury, celebrytów, polityków, dziennikarzy i liberalnych mediów głównego nurtu. Obraz sprawdził się jako nośnik agitacji antyklerykalnej ale też jako narzędzie politycznej propagandy, skierowanej przeciwko wartościom tradycyjnym, utożsamianym w naszym kraju z wiarą katolicką. W kinach film, dozwolony od lat 15, obejrzało już ponad 2,5 miliona osób. Martwić może przy tym wymowna bierność przedstawicieli Kościoła Katolickiego, którego ani hierarchowie, ani parafialni księża, ani też media, nie zajmują wystarczająco ostrego stanowiska i nie podejmują zdecydowanych działań w sprawie tego paszkwilu. Milczenie nie zawsze bywa złotem.
Zjawisko filmowe pt. „Kler” na poziomie medialno-propagandowym można zestawić z innym wydarzeniem medialnym ostatnich lat, pt. „Ucho Prezesa”. Ten serial kabaretowy był podobno wyjątkowo skutecznym narzędziem wpływu na niektóre ośrodki władzy w Polsce. Jeśli tak w istocie było, to dlaczego nie wykorzystać formuły filmowej do odwrócenia społecznej uwagi od prawdziwych problemów i patologii władzy przed wyborami samorządowymi? Zestawienie tych dwóch z pozoru nieprzystających do siebie dzieł jest o tyle uzasadnione, że „Kler” tak samo odkrywa tajemnice, grzechy i występki duchownych Kościoła Katolickiego, co „Ucho Prezesa” ukazuje prawdziwe mechanizmy i sposoby sprawowania władzy przez polityków PiS i prezydenta Dudę.
Sam Wojciech Smarzowski nie kryje swoich polityczno-ideologicznych pobudek, towarzyszących promocji „Kleru”. W udzielanych na tę okoliczność wywiadach wydaje wręcz wojnę Kościołowi Katolickiemu, postulując m.in. „wypowiedzenie konkordatu i wyprowadzenie Kościoła ze szkół”.
Przy takim poziomie wrażliwości społecznej reżysera nie może dziwić, że do tej pory światła dziennego nie ujrzały np. takie produkcje jak „Samorządy”, „Dom piłkarza” czy „Sądówka”.
Wykreowana dzięki „Klerowi” fałszywa symetria pomiędzy realnymi, powszechnymi, codziennymi patologiami władzy lokalnej, mającymi niejednokrotnie charakter systemowy, kosztującymi nas wszystkich dziesiątki miliardów złotych, a marginalnymi ekscesami pojedynczych księży, wyolbrzymionymi i podniesionymi do poziomu normy, nie ma nic wspólnego z ani z artystyczną odwagą, ani z próbą odkrywania prawdy o otaczającej nas rzeczywistości. Trafnie zrecenzował ten film Jacek Kurski, który stwierdził, że Smarzowski „poprzebierał policjantów w sutanny, a patologie marginesu rozciągnął i przypisał całej wspólnocie Kościoła”.
W filmach takich jak „Wesele”, „Dom zły” czy „Drogówka”, Smarzowski udowodnił, że potrafi zajrzeć pod podszewkę pozornie uładzonej, przyzwoitej, społecznie i moralnie poprawnej rzeczywistości. Tym razem reżyser „Kleru” pokazał, że potrafi zajrzeć pod sutanny, do kieliszków i to portfeli swoich kolegów aktorów, kreujących w tym obrazie role księży na filmowym planie.
SAD
Foto SAD