29 marca 2024

Niedokończone rewolucje będą się mścić

Wyniki sondażowe wyborów samorządowych potwierdziły jedno: przez kolejne kilkanaście miesięcy Polskę czeka permanentna awantura. Aż do wyborów prezydenckich w 2020 roku staniemy się areną nieustających społecznych niepokojów, medialnych ataków, afer obyczajowych i konfliktów politycznych na skalę, o jakiej nam się dotąd nie śniło. Reprezentanci totalnej opozycji przekonali się, że można pokonać PiS, oraz dowiedzieli się z czego składa się idealna formuła mogąca dać im zwycięstwo: ciągła obstrukcja w instytucjach publicznych, nieustanne protesty i prowokacje na ulicach, interwencje organów unijnych i organizacji międzynarodowych, oraz produkowanie fake newsów na masową skalę. To wszystko kolportowane i rozdmuchiwane przez usłużnych celebrytów, autorytety III RP i media z niemiecko-szwajcarskim kapitałem. Nieustająca presja na PiS, aż pęknie.

Po wygranych wyborach prezydenckich i samorządowych w 2015 roku, kiedy Prawo i Sprawiedliwość zdobyło ponad 37,5%, znaczna część doradców i komentatorów politycznych gorliwie namawiała kierownictwo tej partii do wdrażania umiarkowanej polityki koncyliacyjnej i otwierania się na mityczne centrum. Celem miało być zdobycie w wyborach konstytucyjnej większości. Dziś po 3 latach dobrych rządów, po wprowadzeniu programów socjalnych na skalę niespotykaną po 1989 r., okazuje się, że PiS może liczyć wyłącznie na swój 30% żelazny elektorat. O większości konstytucyjnej nie ma co marzyć, a przy takiej dynamice poparcia sukcesem będzie utrzymanie obecnego status quo w wyborach parlamentarnych w 2019 roku. Mit o „rozsądnym centrum” i „wyborcach środka” upadł bezpowrotnie. Koniec, kropka. Amen.

Podczas wieczoru wyborczego Grzegorz Schetyna podziękował kandydatom, którzy wygrali już w pierwszej turze. Podziękował Rafałowi Trzaskowskiemu, współpracownikowi Hanny Gronkiewicz-Waltz, pod której rządami Warszawa straciła ponad 21 miliardów złotych na reprywatyzacjach. Dziś wiceprezydentem Stolicy ma być człowiek, określany przez świadka koronnego Jarosława Sokołowskiego pseudonim Masa jako „chłopiec na posyłki mafii pruszkowskiej”. Przewodniczący PO podziękował także Hannie Zdanowskiej, która w wyborach na prezydenta Łodzi startowała z prawomocnym wyrokiem za poświadczenie nieprawdy w dokumentach. Podziękował również Jackowi Jaśkowiakowi, niestrudzonemu zwolennikowi wdrażania w stolicy Wielkopolski ideologii LGBT. Po tych podziękowaniach Grzegorz Schetyna otrzymywał rzęsiste brawa z sali. Platforma Obywatelska nie wstydzi się takich kandydatów. Jest z nich dumna.

Warto przy tym pamiętać, że słowa te wypowiadał ten sam Grzegorz Schetyna, który w 2016 r. obiecywał likwidację IPN i CBA, a w trakcie obecnej kampanii obiecał m.in. przywrócenie emerytur resortowych byłym funkcjonariuszom SB.

Po stronie Koalicji Obywatelskiej zadziałała też mobilizacja strachem. Elektorat liberalno-lewicowy postanowił się zjednoczyć po to, by nie utracić resztek synekur w wielkich miastach. Zadziałało. Między innymi dlatego Rafał Trzaskowski prawdopodobnie wygrał już w pierwszej turze w wyborach w Warszawie. Poza kandydatami PO i PiS, pozostali pretendenci do fotela prezydenta Stolicy właściwie nie istnieli.

W Zjednoczonej Prawicy zadziałał mechanizm odwrotny, demobilizacyjny. Zapał ostygł. Coś, co pozwoliło zwyciężać Prawu i Sprawiedliwości w 2015 r., wyparowało i znikło. W połowie swoich rządów PiS zaczął się wstydzić swoich ideowych korzeni, zaczął unikać jednoznacznych deklaracji, sukcesywnie łagodził przekaz, dostosowując go do nieistniejącego, wyimaginowanego wyborcy z centrum. Symbolami tych zmian była przede wszystkich rekonstrukcja rządu na przełomie 2017 i 2018 r., kiedy to ze stanowisk ministrów odsunięto Antoniego Macierewicza, Jan Szyszko i Witolda Waszczykowskiego, nie mówiąc już o dymisji samej premier Beaty Szydło. Dla większości twardego, „betonowego” elektoratu te zmiany były zupełnie niezrozumiałe.

PiS nie tylko okazał lekceważenie swojemu żelaznemu elektoratowi, ale przegrał walkę o wyborców niezdecydowanych, których nie można mylić z nieistniejącymi, mitycznymi „wyborcami centrum”. Przegrał tę walkę nie dlatego, że za mało się ten niezdecydowany elektorat kokietował, że był za mało ugodowy, spolegliwy, kompromisowy. PiS przegrał walkę o wahających się wyborców, ponieważ nie wykazał wystarczająco silnej determinacji i woli walki w projektach przebudowy państwa, zainicjowanych w 2015 r. Przegrał tę walkę, ponieważ nie stworzył wizerunku konsekwentnego fajtera, który potrafi nie tylko przyjmować ciosy, ale też skutecznie i celnie je oddawać. Nie stworzył wizerunku zwyciężcy, potrafiącego przechodzić do kontruderzenia i nie zrażającego się pojedynczymi potknięciami. A jak doskonale wiemy, większość z nas woli należeć do obozu zwycięzców.

Wybory samorządowe 2018 pokazują jak silny jest budowany przez ponad 25 lat układ III RP. Układ wspierany zagranicznymi pieniędzmi, zagranicznymi mediami oraz gotowymi na wszystko instytucjami europejskimi. Jeśli rewolucja moralna i ustrojowa nie zostanie dokończona, w wyborach 2019 r. PiS czeka dotkliwa porażka, która będzie oznaczać również klęskę dla Polski.

Wnioski na kolejne miesiące nasuwają się same: w Polsce spokojnie nie będzie! Polska skazana jest na niezwykle brutalną walkę, zacięty konflikt społeczno-polityczny, podżegany i finansowany w dużej mierze z zagranicy. W takiej sytuacji nie można okazać słabości. Jeśli PiS nie będzie odpowiadał zdecydowanym ciosem na każdy cios, jeśli będzie bierny jak policjanci na demonstracjach KOD, jeśli co chwila będzie przyjmował razy i wycofywał się z zapowiadanych wcześniej reform, projektów i zmian- przegra.

Jeśli Zjednoczona Prawica odda pole politycznych działań, to na tę ziemię niczyją wkroczą rozochocone hufce pod uśmiechniętymi sztandarami Grzegorza Schetyny. Pamiętajmy, że heroldowie Koalicji Obywatelskiej od dawna zapowiadają depisyzację po ewentualnie wygranych wyborach, wieszczą polityczną zemstę, procesy i więzienie dla wszystkich tych, którzy ośmielili się podnieść rękę na dotychczasowy, pookrągłostołowy porządek rzeczy. Sam przewodniczący Schetyna, być może również w obawie przed powrotem swojego największego konkurenta politycznego, Donalda Tuska, będzie chciał zasłużyć w oczach lewicowo-liberalnych zwolenników, na swój przydomek „zniszczę cię”, PiS-owska szarańczo.

SAD

(Powyższy tekst ukazał się pierwotnie w portalu Fronda.pl w dniu 22.10.2018 r.)

Foto: Piotr Drabik z prawem do ponownego wykorzystania.