21 grudnia 2024

Rynek medialny do zaorania

To co niewątpliwie udało się politykom totalnej opozycji podczas czterech ostatnich lat to wprowadzenie do obiegu publicznego krzywdzących narracji o „pisowskich mediach”, „pisowskiej telewizji”, „kurwizji”, czy innych obscenicznych określeń, wbijających do głów mniej odpornej na propagandę części społeczeństwa wizerunek nieuczciwych, stronniczych mediów publicznych, oraz fałszywy obraz ich dominującej pozycji na medialnym rynku. Zapominali przy tym, że aktywne od lat „zaprzyjaźnione media”, takie jak Wyborcza, TVN, Onet, WP, Newsweek, Polityka, Wprost, nieustannie, dzień i noc waliły w PiS jak w bęben, nieważne czy ta partia była w opozycji, czy u sterów władzy.

Do ataków na partię Kaczyńskiego i jego samego ochoczo dołączała wielkonakładowa prasa bulwarowe jak Fakt i Superexpres czy prasa rynsztokowa, oraz tytuły z rynku prasy lokalnej zdominowanym w 98% przez niemieckie wydawnictwo. I tak miałby wyglądać pluralizm mediów zdaniem posłów Schetyny, Lubnauer, Kopacz czy Śledzińskiej-Katarasińskiej.

Trudno stwierdzić co kieruje politykami Platformy, że w momentach newralgicznych przed kolejnymi wyborami dzielą się ze społeczeństwem pomysłami rodem z Rosji, Białorusi lub Turcji. Swoją drogą drugą rzeczą jaka udała się totalnej opozycji przez ostatnie cztery lata, to wmówienie społeczeństwu, że to PiS wprowadza „dyktaturę”, „kaczyzm” i wpycha Polskę w łapy Putina, przy czym sami mają ciągoty iście totalitarne i chętnie dokonywali wszelkiego rodzaju czystek w mediach, spółkach skarbu państwa i służbach w latach 2007-2015. Gdy byli u władzy stawiali na strategiczne partnerstwo z Rosją, podpisywali szczególne umowy z FSB i wieloletnie kontrakty gazowe. Know-how mógł przyjść z zachodu od Angeli Merkel i urzędników brukselskich, którzy oskarżając Polskę o prorosyjskość sami robią deale z Putinem ponad naszymi głowami, a ich administracje naszpikowana jest kremlowską agenturą jak dobry sernik rodzynkami.

Nie dowiemy się tego z niemieckich mediów nad Wisłą, ani z prasy lokalnej, ani z gazet z Czerskiej i Prostej, ani z przekaźników z Wiertniczej i Ostrobramskiej.

Odwracanie pojęć i robienie dokładnie tego o co oskarżą się Zjednoczoną Prawicę totalna opozycja doprowadziła do perfekcji. Tak jest też z „niszczeniem instytucji państwowych” i „osłabianiem polskiego państwa”.

W ubiegłym roku przewodniczący Schetyna straszył, że jeśli Platforma dorwie się do władzy, to natychmiast zamknie, zlikwiduje i rozgoni na cztery wiatry Instytut Pamięci Narodowej i Centralne Biuro Antykorupcyjne. Czyli żeby można było dalej bezkarnie kraść i żeby społeczeństwo nie miało możliwości zweryfikowania czyja to akurat agentura, tajni współpracownicy i oficerowie prowadzący rozwijają przestępczą lub antypolską działalność. Pani posłanka Śledzińska-Katarasińska zapowiedziała likwidację kolejnej potencjalnie szkodliwej dla jej środowiska politycznego instytucji, tj. mediów publicznych z Telewizją Polską i Polskim Radiem na czele. Po co Polacy mają wiedzieć, co jest rozkradane, niszczone, wyprzedawane, demontowane. Biznes, tym bardziej robiony na państwowym majątku, lubi ciszę.

Tymczasem w prywatnych mediach przekazy dnia płyną nieprzerwanie: marszałek Kuchciński, druga osoba w państwie, latał samolotem rządowym wraz z rodziną z Warszawy do Rzeszowa- źle; Tusk przez 8 lat latał z rodziną do Sopotu co weekend i wylatał 6 milionów złotych z naszych pieniędzy- wcale nie tak źle; inny „wniebowzięty”, który lubił sobie polatać- marszałek Borusewicz- musiał jednego dnia obrócić z Warszawy do Gdańska i z powrotem, żeby wyprowadzać psa na spacer, za co zapłaciliśmy ok. 400 tys. zł- i to nie było wcale takie złe- chłopina kocha zwierzęta; prezes PiS chce, żeby nawet tak szczegółowe kwestie jak przeloty VIP-ów były precyzyjnie uregulowane- to oczywiście źle; kiedy szef kancelarii premiera Tomasz Arabski nie zapoznał się z wytycznymi zawartymi w instrukcji HEAD przed przygotowaniem lotów rządowego samolotu do Smoleńska w 2010 r.- to nie tak źle, ujdzie. I tak w koło Macieju, dzień i noc.

Jeśli ktoś myśli, że to walenie medialnym cepem nie robi sieczki w głowach Bogu ducha winnych Polaków, to głęboko się myli. Duża część z nich nadal wierzy, że gdy Niemcy wycinają mający 12 tysięcy lat zdrowy las pierwotny, żeby zwiększyć działalność kopalni węgla brunatnego- to jest bardzo dobrze i to jest wyłączna sprawa Niemców. Jeśli Niemcy dodatkowo na wyciętym drewnie zarabiają, to także bardzo dobrze. A kiedy Ministerstwo Środowiska zabiera się za ratowanie Puszczy Białowieskiej poprzez wycinkę nasadzeń uczynionych ludzką ręką 40-60 lat temu, zarażonych niebezpieczną dla całej puszczy chorobą, unicestwiającą setki siedlisk ptaków i zwierząt na obszarze tysięcy hektarów, to „niszczy przyrodę” i zarabia dla budżetu państwa na wyciętym drewnie. Takie przychody to „pieniądze znikąd”, to „pieniądze nienależne” budżetowi naszego państwa, bo zgody na wycinkę nie wyraziły Niemcy via Bruksela. Galopująca paranoja i rozdwojenie jaźni.

Silne polskie państwo, ze sprawnie działającą administracją, ze skutecznymi służbami, sprawiedliwie i szybko funkcjonującymi sądami, czy wreszcie z uczciwymi mediami jest nie do przyjęcia dla agresywnych sąsiadów ze wschodu i z zachodu, dla naszych „przyjaciół” ze Starej Unii Europejskiej, zagranicznych koncernów no i postkomunistycznej agentury. Agentura postkomunistyczna ma tu szczególny interes, ponieważ skuteczne służby i sprawiedliwe sądy musiałyby ich pozbawić nie tylko znacznej części nieuczciwie pozyskanych majątków, ale też pozycji społecznych i wpływów, jakie zwykle traci się gdy zapadają skazujące wyroki karne za przestępstwa i malwersacje. Uczciwe media musiałyby o tym poinformować społeczeństwo.

Dlatego przy każdej próbie wprowadzenia „standardów europejskich” na rynku medialnym, funkcjonujących chociażby w Niemczech czy Francji będzie dokładnie tak samo jak w przypadku reformy wymiaru sprawiedliwości, działaniach zmierzających do ochrony Puszczy Białowieskiej czy inwestycji infrastrukturalnych np. budowy CPK, gazoportów, rozbudowy stoczni i portów, ochronie polskich kopalń czy przekopie Mierzei Wiślanej: wrzask na całą Polskę i Europę o łamaniu konstytucji, wolności słowa, praw i norm europejskich, zatruwaniu środowiska. Co wolno Niemcom i Francuzom, tego nie wolno nowym członkom neototalitarnej Unii, takim jak Polska, Węgry, Bułgaria czy Rumunia. Ciekawe, że to Francja chce nas uczyć „standardów demokratycznych”. Francja, w której reguły stanu wyjątkowego zostały wpisane na stałe do francuskiego ustawodawstwa. Od 2015 roku mamy we Francji permanentny, usankcjonowany ustawowo san wyjątkowy.

Reforma rynku mediów, a właściwie zaoranie tego rynku po stronie mediów prywatnych powinno być jednym z głównych priorytetów Zjednoczonej Prawicy w nadchodzącej kadencji. Jeśli dziś totalni politycy opozycji mogą mówić o likwidacji mediów publicznych wbrew interesowi społecznemu, a głównie w interesie nadawców i biznesu prywatnego, to dlaczego nie możemy otwarcie mówić o likwidacji mediów prywatnych? O rozbijaniu monopoli zagranicznych mediów prowadzących szkodliwą dla interesów państwa polskiego działalność na rynku prasy lokalnej, mediów cyfrowych, radia i telewizji? Należy rozpocząć poważną debatę o roli i wpływie mediów zagranicznych na polską opinię publiczną, na życie gospodarcze i polityczne w naszym kraju.

Niemcy, Francuzi, Holendrzy, Belgowie czy Hiszpanie „są u siebie” i na własnych rynkach, w tym na rynkach medialnych, mogą sobie robić co tylko przyjdzie im do zaczadzonych często głów. Gdzie w takim razie jesteśmy my, Polacy? Nie u siebie? To gdzie? Na ziemiach tymczasowych pomiędzy Bugiem a Odrą?

SAD

Foto: Twitter / Infografika WP / źródło Nielsen Audience Measurement listopad 2015

Tekst ukazał się pierwotnie w portalu Fronda.pl w dniu 02.08.2019 r.