„Wiem, że wszyscy mamy wątpliwości dotyczące naszych ostatnich wyborów. Chcę was zapewnić, że podzielam obawy milionów Amerykanów dotyczące nieprawidłowości wyborczych. I obiecuję wam: przyjedźcie w tę środę! Będziemy mieli nasz dzień w Kongresie! Wysłuchamy zastrzeżeń, przyjrzymy się dowodom”- oświadczył Mike Pence 4 stycznia podczas wystąpienia w stanie Georgia. To wiceprezydent Stanów Zjednoczonych stanie na czele obrad połączonych izb Senatu oraz Izby Reprezentantów 6 stycznia, mających zatwierdzić wybór prezydenta kraju. Od sposobu prowadzenia tego posiedzenia i podejmowanych w jego trakcie przez zastępcę Trumpa decyzji może zależeć kto będzie gospodarzem Białego Domu przez kolejne 4 lata.
Wynik wyborów prezydenckich 2020 roku w USA nadal nie jest przesądzony. Były wiceprezydent Joe Biden otrzymał co prawda wymaganą przez Konstytucję liczbę 270 głosów elektorskich, jednak istnieją poważne podejrzenia dotyczące wyborczych nieprawidłowości i fałszerstw do jakich miało dojść w co najmniej 6 stanach: Arizonie, Georgii, Michigan, Nevadzie, Pensylwanii i Wisconsin. Głosy elektorskie z każdego z tych stanów, tj. łącznie 79 z 306 głosów jakie przyznane zostały Joe Bidenowi są kwestionowane przez prezydenta Trumpa, jego prawników oraz popierających go senatorów i kongresmenów. Stronnicy Donalda Trumpa nie wykluczają spisku wyborczego, do jakiego mogło dojść z udziałem najwyżej postawionych polityków Partii Demokratycznej, Partii Republikańskiej, pracowników administracji, firm dostarczających maszyny i oprogramowanie do zliczania głosów wyborczych, amerykańskich gigantów technologicznych i wielkich mediów, przy aktywnym udziale Komunistycznej Partii Chin, Rosji oraz Iranu. Ma o tym świadczyć raport przygotowany przez szefa Wywiadu Narodowego Johna Ratcliffe’a, który może być przedmiotem debaty członków Kongresu w najbliższą środę.
W trakcie powyborczych medialnych dyskusji ze strony wysokiej rangą byłych oficerów amerykańskiej armii w kierunku obozu Demokratów padły zarzuty o zdradę stanu.
Niektórzy spodziewają się przedstawienia przez zespół Trumpa lub sprzyjających mu polityków szeregu kompromitujących materiałów odnoszących się do sfer obyczajowych, gospodarczych i politycznych, mogących skompromitować najwyższych urzędników i polityków z Waszyngtonu.
Trzymając się procedur formalnych ponad 100 republikańskich kongresmenów zadeklarowało wniesienie obiekcji do wyników wyborczych podczas obrad połączonych izb Kongresu 6 stycznia. Ted Cruz zebrał grupę kilkunastu senatorów, którzy również pisemnie zadeklarowali wniesienie takich obiekcji, co jest warunkiem koniecznym do otworzenia debaty na temat zastrzeżeń w poszczególnych stanach. Senator Cruz zarządzał posiedzenia specjalnej komisji, która w czasie 10-cio dniowej sesji mogłaby się zapoznać z dowodami na nieprawidłowości i wyborczych fałszerstw, co może oznaczać tylko jedno: takich dowodów musi być naprawdę dużo.
Prezydent Trump opierając się na opiniach swojego zespołu prawnego oświadczył dziś, że wiceprezydent Mike Pence dysponuje prawem odrzucenia wszystkich głosów elektorskich, które zostały ustanowione w sposób nielegalny. Dlatego wynik wspólnego posiedzenia Senatu i Izby Reprezentantów nie jest wcale taki oczywisty.
Dalszą walkę o uczciwy wynik wyborów zapowiedział podczas poniedziałkowego wystąpienia w Georgii prezydent Trump. Ponawiał swoje wcześniejsze żądania przeprowadzenia szczegółowego sprawdzenia maszyn do głosowania i prawidłowości składanych podpisów na kartach wyborczych, co do tej pory nie zostało uczynione w kwestionowanych stanach. Wyjątek stanowi audyt maszyn w stanie Michigan, który wykazał duże nieprawidłowości w funkcjonowaniu tych urządzeń. Republikanie liczą na to, że te i cały szereg innych dowodów na wyborcze fałszerstwa będzie mogło być zaprezentowane członkom Kongresu oraz amerykańskiej opinii publicznej w dniu 6 stycznia i w dniach następnych.
Trudno przewidzieć które scenariusze będą realizowane w najbliższych dniach zarówno przez otoczenie prezydenta Trumpa jak i przez pretendującego do urzędu Joe Bidena. Jednego możemy być pewni: to będzie kluczowy moment obecnych wyborów prezydenckich.
Równocześnie do Waszyngtonu zjeżdżają setki tysięcy zwolenników Donalda Trumpa zaproszonych przez niego na dzień 6 stycznia. Aż 80 milionów Amerykanów ma wątpliwości co do uczciwości i legalności sposobu przeprowadzenia ostatnich wyborów prezydenckich, a ponad 60 milionów uważa, że wybory zostały po prostu sfałszowane.
Wyborcy domagają się odpowiedzi na kluczowe pytania co do pojawiających się doniesień, zeznań świadków, anomalii statystycznych graniczących z fantazją. Domagają się pełnej transparentności. Jednak znaczna część amerykańskich elit i dominujących mediów stoi na stanowisku, że wybory się obyły w sposób uczciwy, głosy zostały należycie policzone, elektorzy wybrani i zatwierdzeni, a ich głosy prawidłowo złożone w Kongresie. Nie ma mowy o jakichkolwiek nieprawidłowościach. Żadne śledztwa, procedury sprawdzające, audyty czy weryfikacje nie będą prowadzone. Koniec. Kropka. Umarł król, niech żyje król!
Jeśli Joe Biden prawa do swojej władzy, jej źródła chce wywodzić z demokratycznych wyborów 2020 roku przy obecnym poziomie weryfikacji nieprawidłowości, dla znacznej części amerykańskiego społeczeństwa i wielu liderów światowych będzie nikim więcej niż królem z nieprawego łoża. Tu nie pomoże najlepszy specjalista od wizerunku i dobrych manier, uznany krawiec, światowej sławy fryzjer i makijażystka. Kiedy król imperium jest politycznym bękartem, kiedy jego prawo do tronu u samego źródła jest skażone grzechem wiarołomstwa, oszustwa, zdrady i ojcobójstwa, nawet najbardziej wymyślne dekoracje niewiele pomogą. Król z nieprawego łoża zawsze już będzie politycznym podrzutkiem, a swoją hańbę przeniesie na państwo i naród, które podjął się reprezentować.
Co więcej, jako władca imperium będzie musiał replikować swój grzech zdrady wartości i własnego społeczeństwa na pozostałe państwa, które nadal wierzą w demokratyczne dogmaty. Nie może się udać królowi- ojcobójcy, pochodzącemu z nieprawego łoża wiarygodne granie roli najbardziej zagorzałego w świecie promotora i ambasadora monarchii dziedzicznej. Wystarczająco dużo ludzi już wie, że doszło do profanacji- i łoża i tronu.
Elity amerykańskie wypracowały właśnie model wyborczy, w którym już zawsze będą wygrywać. Bez względu na wolę głosujących. Podobnie jak za pomocą korporacji i lobbystów wypaczyły i wykorzystały system kapitalistyczny do maksymalizacji własnych zysków, wywłaszczenia z majątków klasy średniej, wykorzystania funduszy państwowych do ratowania własnych biznesów (jak miało to miejsce w 2008 r.), a jednocześnie do zablokowania jakiejkolwiek możliwość uczciwej konkurencji ze strony mniejszych podmiotów, tak wypaczyły system demokratyczny, nadużywając jego zasad.
Wersja demokracji wykreowana w wyniku działań zdeprawowanego, bezkarnego establishmentu, dysponującego niewyobrażalnymi zasobami finansowymi, ludzkimi, technologicznymi i medialnymi, przekształciła się we własną karykaturę. Dziś już wiemy, że albo wróci (zostanie zawrócona) do korzeni, do swoich podstawowych zasad, do prawa, uczciwości, pełnej transparentności i na nowo umożliwi wpływ demosu na losy państw, albo musi przekształcić się w dyktaturę oligarchii, a w konsekwencji w tyranię zdemoralizowanych, zachłannych elit.
SAD
Foto: Pixabay